E-commerce, czyli handel elektroniczny, wzrósł do 18 proc. w 2020 roku, cztery punkty procentowe więcej niż prognozowano. Branża lotniczego cargo powinna podążać za popytem na te usługi.
Globalna pandemia zmieniła świat. Zakaz spotkań towarzyskich, zamykanie sklepów, restauracji, sklepów spożywczych czy teatrów i kin skłoniło konsumentów do życia online, w tym do robienia zakupów przez Internet.
Zmiana zachowań konsumentów została już ukierunkowana – handel elektroniczny wzrósł o 18 proc. w 2020 roku. To cztery punkty procentowe więcej niż prognozowano, jak wynika z danych, przedstawionych przez Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA).
Prognozy dla rynku e-commerce na 2021 rok również są imponujące – IATA spodziewa się, że rynek ten będzie wart 4,8 biliona dolarów. Potrzeby cargo lotniczego są więc ogromne, ale i ta branża po pandemii boryka się z problemami.
Cargo lotnicze droższe
Pandemia koronawirusa wpłynęła na ceny frachtu lotniczego, co nie pozostaje bez wpływu na płynność dostaw produktu.
Dlaczego tak się stało? Przede wszystkim, większość towarów w warunkach sprzed pandemii, była przewożona pod pokładem samolotów pasażerskich.
W sytuacji rozprzestrzeniania się COVID-19, wiele państw zamknęło swoje granice, a co za tym idzie – zawieszono połączenia międzynarodowe, a wiele lotów nie odbyło się. Z powodu zamknięcia wielu rynków, obecnie podaż na rynkach międzynarodowych jest niższa o 20 proc.
To powoduje wzrost cen frachtu, które – na przykład na trasach z Azji do Europy – zdążyły już wzrosnąć pięcio-, a nawet sześciokrotnie.
Jak powinna odpowiedzieć branża?
Linie lotnicze muszą przygotować się na dalszy rozwój handlu elektronicznego i przekształcić się w nowoczesną usługę – od dostawcy do przewidywania oczekiwań konsumentów.
Oczekiwania klientów pozostają te same bez względu na położenie geograficzne – konsumenci chcą szybkiej przesyłki, przewidywalnego terminu dostaw i przejrzystości transakcji.
Ważne więc będą częstotliwość lotów i możliwość śledzenia przesyłki.